
Młoda, piękna i przebojowa.Widzowie pokochali Katarzynę Maciąg jako sympatyczną Basię z serialu "Teraz albo nigdy!". Aktorka jako seksowna artystka kabaretowa Lulu uwodziła również widzów serialu historycznego "1920. Wojna i miłość" na antenie TVP.
Redakcja: Podobno jesteś prawdziwą kinomanką. Jaki film ostatnio zrobił na tobie największe wrażenie?
Katarzyna Maciąg: "Pogorzelisko". To kanadyjsko-francuski film o wojnie w Libanie. Wstrząsający. Z zachwytem oglądałam też "Jak zostać królem" i "Czarnego łabędzia". Jako aktorka powinnam być na bieżąco z tym, co się dzieje w kinie.
O.: Oglądając film, w którym zachwyca cię rola kobieca, myślisz o tym, że chętnie sama byś ją zagrała?
K.M.: Nie, jeśli film jest dobry, to zupełnie się odcinam od codzienności. Chociaż w "Pogorzelisku", o którym wspomniałam, z zachwytem oglądałam Belgijkę Lubnę Azabal. Nie znałam jej wcześniej, ale zagrała naprawdę rewelacyjnie. To było bardzo inspirujące!
O.: A ty czym się kierujesz przy wyborze swoich ról?
K.M.: Często zdaję się na instynkt. Szukam czegoś ciekawego, często śmiesznego, albo scen, które w jakiś sposób mnie zaskoczą i zachwycą. Ale pod tym względem inaczej wybiera się scenariusz filmu, a inaczej – serialu. Scenariusz do filmu mogę przeczytać od początku do końca i wiem, czy mi się podoba, czy nie. Seriale powstają na bieżąco. Aktor ma tylko zarys postaci – może przeczytać początek historii, pierwsze sceny, i decyduje się, czy wziąć rolę, czy nie. Wyjątkiem był serial "1920. Wojna i miłość". Dostałam kompletny scenariusz 13 odcinków, który bardzo mi się spodobał. Zafascynowało mnie, że to serial kostiumowy.
O.: Charakteryzatorki miały prawdziwe wyzwanie!
K.M.: To prawda (śmiech). Gram tancerkę kabaretową i ciągle się przebieram: pióra, kapelusze, korale, suknie...
O.: Twoja bohaterka to kobieta fatalna?
K.M.: Mogłaby nią być, ponieważ jest kobietą odważną, śmiałą i wyzwoloną. Ale nie jest femme fatale, bo ona naprawdę zakochuje się w Bronku, rosyjskim oficerze (jeden z głównych bohaterów serialu – przyp. red.).To miłość jej życia, dlatego nie oszukuje, nie zdradza, nie kombinuje. Co, oczywiście, nie przeszkadza jej w czerpaniu radości z życia. Pali papierosy w długich fifkach, pije alkohol, tańczy, śpiewa... W jednym odcinku śpiewa piosenkę po francusku. To było dla mnie wyzwanie, bo śpiewanie nie jest moją najmocniejszą stroną. Zwłaszcza po francusku (śmiech).
O.: Francuski to wyzwanie, ale z niemieckim świetnie sobie radzisz. Niemiecki film "Weselna polka", w którym zagrałaś, okazał się dużym sukcesem.
K.M.: Z tą rolą wiąże się ciekawa historia. Była wiosna, akurat kręciłam film "Randka w ciemno", kiedy okazało się, że jest casting w Niemczech. Żeby na niego zdążyć, musiałam wstać o piątej rano i wsiąść w pociąg do Berlina. Dzień wcześniej wróciłam z Francji, po tygodniu ciężkiej pracy na planie byłam wykończona! Dojechałam do stolicy Niemiec, ale z samego castingu nic nie pamiętam. Coś grałam, z kimś rozmawiałam po niemiecku... Mam dziurę w pamięci (śmiech). Jakiś czas później, akurat jak byłam na planie serialu "Teraz albo nigdy!", zadzwonił telefon i powiedzieli, że dostałam rolę. Byłam zaskoczona i bardzo szczęśliwa!
O.: Konkurencja była duża?
K.M.: Reżyser do tej roli chciał typową Polkę, którą wyobrażał sobie – nie wiedzieć czemu –jako brunetkę z ciemnymi oczami. Razem ze mną do Berlina pojechały jeszcze dwie inne aktorki. O tym, że ja dostałam tę rolę, zdecydowała chyba moja znajomość niemieckiego (śmiech). Bo można nauczyć się tekstu na pamięć, ale znajomość języka się przydaje, kiedy reżyser chce przekazać aktorowi jakieś uwagi albo w czasie rozmów z aktorami na planie. Choć na początku nie było mi łatwo i czasami posiłkowałam się angielskim.
O.: Jak to? Przecież przez dwa lata studiowałaś germanistykę!
K.M.: Tak, ale potem rzuciłam ten kierunek i zaczęłam naukę w PWST. W rezultacie straciłam kontakt z niemieckim. Ale na planie z każdym dniem było lepiej. Na premierze rozmawiałam ze wszystkimi bez problemów, a nawet udzielałam wywiadów po niemiecku. Mam nadzieję, że już niedługo ten film będzie można obejrzeć w Polsce.
O.: Będzie ciąg dalszy kariery za granicą?
K.M.: Nie wiem. Ale mam nadzieję, że tak. Wiadomo, mam akcent, którego się nie pozbędę. Teraz zagrałam Polkę, ale przecież mogę grać też inne emigrantki wschodniego pochodzenia (śmiech). Podobno nasz akcent w niemieckim jest podobny do francuskiego. Może mogłabym zagrać jakąś Francuzkę?
O.: Jak nie w kinie, to może w teatrze? Po szkole aktorskiej chciałaś przede wszystkim grać na scenie. Czy te plany przestały być aktualne?
K.M.: Rzeczywiście, teatr był kiedyś najważniejszy. Ale zaczęłam pracować dla telewizji, co pochłania mnóstwo czasu. Ostatni spektakl, w którym brałam udział, to "Czekając na Turka" Andrzeja Stasiuka w reżyserii Mikołaja Grabowskiego w Starym Teatrze w Krakowie. Premiera była w czerwcu 2009 r., ale akurat wtedy jesienią zaczynały się zdjęcia w Niemczech do "Weselnej polki". Na dwa miesiące musiałam wyjechać i na moje miejsce znaleziono zastępstwo. Takie wybory są trudne, być może ktoś inny wybrałby teatr, a nie film? Trochę żałuję, że urwała się ta nitka łącząca mnie ze sceną, ale jestem pewna, że jeszcze wrócę do teatru.
O.: A prywatnie, zdradź, jakie masz plany na przyszłość?
K.M.: Najważniejsze są chyba te związane z podróżami. Chciałabym w tym roku przejechać przez całe Włochy – od Florencji, przez Rzym, Neapol, aż po Półwysep Apeniński. Ale tym razem ma to być spokojna podróż (śmiech). Kiedyś miałam szaloną wycieczkę stopem przez całą Grecję: dwie dziewczyny z plecakami i groszem – dosłownie! – w kieszeni. To było przeżycie! Ale teraz na wakacjach wolę ciszę i spokój. Chociaż... marzy mi się Nowy Jork. Jeszcze nigdy nie byłam za oceanem. Może już czas...
Czego o niej nie wiecie:
■ data urodzenia: 3 maja 1982 r.
■ miejsce urodzenia: Kozienice
■ ulubiona książka: "Ania z Zielonego Wzgórza" Lucy Maud Montgomery
■ ulubiony film: "Annie Hall" Woody’ego Allena
■ ulubiona płyta: "Exile On Main St." Rolling Stones
■ ulubione zajęcie w wolnym czasie: podróże i czytanie
Tekst: Marta Drelich
Foto: BE&W
Dodaj komentarz
Wszystkie komentarze (2)